Autorką poniżej zamieszczonej legendy jest Zofia Wiśniewska, nauczycielka.
W latach 195-1971 uczyła w Szkole Podstawowej w Grodkowicach. Swoim Uczennicom i Uczniom zadedykowała zbiór podań i legend związanych z Gminą Kłaj.
CZARCI MUZYKANT
Dawno, dawno temu mieszkał w Kłaju pewien muzykant, który grywał na weselach i w ten sposób zarabiał na utrzymanie licznej rodziny. Oprócz dachu nad głową nie posiadał żadnego majątku, toteż nie powodziło mu sie najlepiej. Czekał zatem na zamówienia i martwił się, gdy ich otrzymywał za mało, bo wtedy niedostatek zaglądał do drzwi i okien.
Kiedy ktos go zapraszał do grania, nigdy nie odmawiał i chociaż trzeba było przebyć znaczną odległość, zabierał swe stare skrzypce i podążał do weselnego domu.
Pewnego razu przygrywał do tańca w odległej od Kłaja miejscowości. Wesele było marne, goście nie płacili tzw. "przodków", stąd i zarobek był lichy. Wracając z wesela do domu klął na swój ciężki los i ludzi, którzy skąpili grosza muzykantowi.
W drodze powrotnej przypadło mu wracać przez kładkę nad Rabą. Kładka była spróchniała, chybotliwa i dawno należało zastąpić ją nową, ale póki jakaś była, nikt o innej nie myślał. Co prawda 2 km dalej był most, ale któż by nadkładał tyle drogi.
Starzy ludzie mówili, że podobno koło kładki pluskał sie co noc diabeł i czynił ludziom niewybredne figle.
Muzykant przypomniał sobie o tym, gdy wstępował na kładkę, ale był zmęczony i nie miał siły, by wlec się do mostu, a rozgoryczenie sprawiało, że zawołał:
- Lepiej już diabłu grać, niz tym dziadom, co chcą tańczyć, a grosza żałują.
Nagle zaszeleściło coś, plusnęło i z wody wynurzył się bies ubrany w czerwony surdut ze złotymi guzikami. Popatrzył na muzykanta i powiedział:
- Graj, a żywo.
Grajek wyjął instrument i zaciągnął melodię. Woda zaszemrała, a czart wyczyniał na jej powierzchni różne harce.
Gdy muzyk przerywał, czarnuch przysiadał koło niego i groźnie wołał:
- Graj.
Trwało to bardzo długo. Wreszcie z rąk zmęczonego skrzypka wypadł smyczek. Rozgniewany Kusy pchnął go z całej sily i biedak wpadł do wody. Wyszedł jednak na brzeg i ponownie wszedł na kładkę chcąć dostać się na przeciwległą stronę rzeki. Diabeł znów zrzucił go z kładki.
Muzykant widząc, że to nie przelewki, zaczął się głośno modlić, zawrócił i poszedł w stronę mostu. Kiedy się tam dostał, zaczęło świtać. Bies znikł, a grajek wrócił do domu i dziękował niebiosom, że tak skończyła się jego przygoda z duchem podziemia.
Tekst pochodzi ze zbioru pt. "W cieniu Puszczy Niepołomickiej" Zofii Wiśniewskiej, 1988